wczasy, wakacje, urlop
15 maja 2012r.
Nigdy ich nie jest za dużo. Można je gromadzić, wydawać, pożyczać, tracić, odkładać... No oczywiście, chodzi o pieniądze. W zasadzie dętkami nazywa się drobne monety, bilon. Ale jeżeli o kimś się mówi, że „mó detków jak gnoju" to już nie o takie drobne pieniądze chodzi. W gruncie rzeczy wszelkie stwierdzenia w rodzaju: „Dętki nikogo nie zbawią" czy „Dobre słowo lepsze niż dętki" mają też wszelkie cechy obłudy. Więc lepiej powiedzmy sobie w zaufaniu, jak można dojść, bez utrudzenia, do pokażniejszego zasobu detków. Otóż niektórzy twierdzą, że wystarczy w tym celu rzucić korek (patrz KORKI) z lewej nogi w o-gień, a diabeł osobiście przyniesie pieniądze, razem z butem, do domu. Inni (rybacy helscy) są zdania, że w ogień należy rzucać raczej o-buwie rybackie, i to nie z lewej, a z prawej nogi. Wtedy jest szansa, że nazajutrz znajdzie się but napełniony 37 złotem. Oczywiście i ta kombinacja ma związek ze Skar-bowcem, Mamónem, Skam-żochem czy jakimś innym kaszubskim diabłem — specjalistą od detków. I naturalnie żadna nie jest za darmo — kosztuje duszę. Chyba że diabła się przechytrzy lub ma się wyjątkowe szczęście, takie jak ten chłop z Moju-sza, który wracając nocą do domu tak „miół wypite", że nie spostrzegł, iż zapala fajkę od ognia służącego diabłu do przesuszania detków. Nieświadomie rozgarnął przy tym żar na krzyż. To wystarczyło, aby pipa (fajka) oblepiła się złotem i pieniądze nie mogły już zginąć, a chłop stał się bogaty. Zresztą o dętkach i diabłach (patrz poniżej pod D) opowieści na Kaszubach jest nieskończenie wiele. Może dlatego, że zawsze tu na dętki trzeba było bardzo ciężko pracować.